Morda w kubeł


Wczorajsze posiedzenie podkomisji na temat ustawy o języku migowym trwało z przerwami od dziewiątej rano do dziewiątej wieczorem. Decydenci bardzo wyraźnie wskazali stronie społecznej jej miejsce w tworzeniu prawa. I nie jest to miejsce zaszczytne.

Aby zarysować tło dla całości – ustawę o języku migowym obiecał w swoim expose premier Donald Tusk. Zbliżają się wybory, a tu ustawy nie ma, więc trzeba ją szybko zrobić. Projekt rządowy był tak zły, że żadna organizacja społeczna nie zdecydowała się go poprzeć, a wspólnie doprowadziły do jego zablokowania. Zgodnie z tradycją – jak rząd ma za mało czasu, to podrzuca projekt do sejmu i wtedy jest to "projekt poselski".

Ten projekt nie był tak zły, jak rządowy, więc w środowiskach osób głuchych obudziły się nadzieje. Aby jednak było całkiem jasne – nadzieje, a nie entuzjazm. Poglądy na temat projektu stanowiły kontinuum od "trzeba sporo poprawić, żeby projekt był akceptowalny" do "wrzucić do niszczarki, spalić resztki, a popiół rozsypać nad pustynią Gobi". Ponieważ sygnały ze strony posłów były zachęcające, organizacje się spięły, uzgodniły, poszły na kompromisy i wykonały za rząd i posłów gigantyczną pracę proponując 40 poprawek do projektu, które mogłyby go udoskonalić.

Wczoraj, to znaczy 14 lipca, odbyło się w trzech ratach posiedzenie podkomisji w sprawie projektu ustawy o języku migowym. Początek nie wyglądał bardzo źle, bo wydawało się, że posłowie nawet słuchają, ale jakoś dziwnym trafem poprawki i tak lądowały w koszu. Po mniej więcej godzinie okres ochronny się skończył i wreszcie dowiedzieliśmy się, o co chodzi. W kwiecistych słowach, w kilku akapitach, przekazano nam komunikat, który można streścić do "mordy w kubeł, bo w ogóle wam nie uchwalimy tej ustawy!"

Potem było już tylko gorzej, bo napięcie rosło, a kolejne nasze poprawki palono, coraz mniej przejmując się protestami. Motyw "mordy w kuble" pojawiał się jeszcze kilkakrotnie, aż w końcu uznaliśmy, że nie ma to sensu i przestaliśmy się wypowiadać w ogóle. Teraz już posłowie bez przeszkód zrobili całą ustawę do końca.

Trudno dokładnie opisać, jak się czuje listek figowy, który jest wykorzystany analogicznie do liścia łopianu na wyprawie survivalowej, ale nie jest to przyjemne. Na dokładkę uznano nas za durni, którzy dadzą się zrobić na numer propagandowy z połowy poprzedniego stulecia, a opisany bardzo ładnie w książce "1984" George’a Orwella. A wyglądało to tak.

W druku, nad którym pracowaliśmy, data wejścia w życie ustawy ustalona została na 1 stycznia 2013 roku, choć w projekcie sprzed tygodnia była o rok wcześniejsza. Nie mogliśmy dojść, skąd taka zmiana i zamierzaliśmy zaproponować powrót do poprzedniej wersji. Jednak ten artykuł jest na końcu projektu i był procedowany w momencie, gdy strona społeczna już zgodnie milczała, uznając zgłaszanie uwag za bezcelowe. No i minister Duda miał kłopot – co będzie, jak nikt się nie upomni? Przecież wtedy nie pokaże się jako "ludzki pan", który dobrotliwie przychyla się do postulatów strony społecznej. No więc nie zaryzykował, ale sam zgłosił skrócenie terminu, a posłowie łaskawie zaakceptowali.

Środowiska osób głuchych czekają na ustawę konstytuującą ich język od wielu lat. Dlatego ta ustawa nie może być jakakolwiek, jak nie może być jakakolwiek Konstytucja lub byle jaki Kodeks. Tylko że jest problem, bo ta ustawa nie powstaje dla osób głuchych. Ona powstaje na zamówienie polityczne. Zdanie jej adresatów w ogóle się tu nie liczy. Materia jest trudna i delikatna, bo dla wielu osób głuchych język migowy stanowi o ich tożsamości. Ani posłowie, ani rząd, nie czują tego. Nie czują, że rażą w najczulsze miejsca tego środowiska. Skutek będzie taki, że będzie sobie ustawa, z której nic nie wyniknie. Bo posłowie i rząd wiedzą lepiej. I żeby było całkiem jasne – poprawki strony społecznej nie generowały żadnych dodatkowych kosztów. Nakierowane były na spełnienie potrzeb ideowych środowiska osób głuchych oraz zapisanie w prawie sprawdzonych rozwiązań. Ale po prostu się nie dało i ogromna praca wykonana przez organizacje poszła na marne. Warto o tym pamiętać.


4 odpowiedzi na “Morda w kubeł”

  1. Nieco na inny temat. Wiele ludzi traci słuch w wieku późniejszym i dobrodziejstwo ustawy ich nie obejmie. Z uporem maniaka walczę o nagłośnienie kuriozalnego wsparcia rehabilitacyjnego, jakim jest dofinansowanie przez NFZ jednego tylko! aparatu słuchowego. Czym są korektory słuchowe dla tracących słuch, albo dla osób o obniżonych kompetencjach słuchowych nie wymaga wyjaśnienia. Nie wiem jakim brakiem logiki umotywowana jest taka decyzja. Proponuję pół krzesła i pół samochodu dla autorów tego gniotu.

  2. Stowarzyszenie Protetyków Słuchu (czy jakoś tak, nie pamiętam teraz nazwy) ma naprawdę zatrważające dane na ten temat – i też nie może się przebić w walce z niezachwianym przekonaniem urzędników Ministerstwa Zdrowia, którzy uważają, że po 26 roku życia jedno ucho jest zawsze zdrowe i słyszące. Albo niepotrzebne. Może paru posłom należy odkręcić co drugie koło w samochodzie?

Dodaj komentarz